Stwierdzenie "szlachetny" rzecznik i kulejące "dziennikarstwo" nasuwa się jako wniosek po przeczytaniu fragmentu książki Bartosza Bartosika i Adama Bodnara - obecnego rzecznika praw obywatelskich - pt. "Obywatel PL" (Kraków 2020, s. 44 - 45; wypowiedzi A. Bodnara):

Jakiś czas temu byłem gościem audycji na antenie rozgłośni, która stała się radiem publicznym.  Dziennikarz niby normalnie prowadził rozmowę, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że ucina wszystkie wątki, które dotyczą Trybunału Konstytucyjnego.  Rozumiem, że on się dlatego tak zachowywał, bo inaczej by mu tej rozmowy nie puścili.  Innym razem w radiu lokalnym prowadzący wprost mi zakomunikował, że  możemy rozmawiać, ale pod warunkiem że nie powiemy ani słowa o Trybunale.  Uznałem, że nie będę mu robił kłopotu, poczułem jednak zażenowanie.  Nie zazdroszczę pracy w miejscu, w którym trzeba się ciągle cenzurować.

To historie z 2016 czy 2017 roku.  (...)

Sądzę, że strach jest decydującym kryterium.  Pewnych tematów się nie porusza, pewnych osób się nie zaprasza, bo chodzi o lęk o swoją przyszłość zawodową.  Ten lęk może być szczególnie silny u młodych dziennikarzy, którzy chcą zbudować swoją pozycję w zawodzie i osiągnąć ważne cele życiowe.  Co, jeśli właśnie wzięli kredy mieszkaniowy?  Jak go spłacić, gdy kariera zawodowa zależy w pewnym sensie od wierności politycznym decydentom?  Myślę, że ten strach w trudny do opisania sposób przenika różne przestrzenie życia publicznego i zmienia nasze zachowania wobec siebie nawzajem.  (...)

"Efekt zmrożenia" dotyczy też konkretnych osób, które może nawet czują potrzebę i energię, by zabrać głos w ważnych sprawach publicznych, ale z różnych powodów wybierają milczenie.  Boją się nie tylko utraty pracy czy trudności w jej znalezieniu, lecz również prześwietlania swej przeszłości rodzinnej.

Właściwie to jedyny godny obywatelskiej uwagi fragment tejże książki, w którym dr hab. Adam Bodnar opowiada o swoich spotkaniach z "dziennikarzami" mediów publicznych, którzy narzucili mu cenzurę, nie pozwalając poruszać ważnych społecznie tematów, a on infantylnie przyznaje, że lepiej jest poddać się cenzurze niż stać na straży praworządności.

W kraju, w którym obowiązuje demokracja, rolą i obowiązkiem dziennikarzy (zwłaszcza tych publicznych), jest rzetelne przedstawianie faktów i stanie na straży prawdy, a cenzura jest zakazana, obywatele kraju demokratycznego mają prawo do prawdziwych informacji.

Zdaniem Adama Bodnara, jak wynika z jego troskliwej postawy względem niby-dziennikarzy, karykaturalność i pseudo dziennikarstwo wynikające z cenzurowania tematów i wypowiedzi jest zrozumiałe i akceptowalne, gdy w grę wchodzi utrata posady.

Pan Bodnar kompletnie nie zauważył lub nie chciał zauważyć, że osoby uprawiające ten styl "dziennikarstwa", nie zasługują na miano dziennikarzy, a co najwyżej powinno się ich nazywać tchórzliwymi pracownikami serwisów informacyjnych, którzy źródła dochodów na spłatę kredytów ("gdy strach jest decydującym kryterium"), powinni szukać poza obszarem dziennikarstwa.

Dzięki tak "szlachetniej" postawie ważnego urzędnika obecne polskie dziennikarstwo to zalękniona, tchórzliwa i skorumpowana wytwórnia dezinformacji, sprawiająca, że polityczni przestępcy to zwykli marni aktorzy cieszący się całkowitą bezkarnością.

Rzecznik Praw Obywatelskich

"Stoi na straży wolności i praw człowieka i obywatela, w tym realizacji zasady równego traktowania.
Bada, czy na skutek działania lub zaniechania organów władzy publicznej nie nastąpiło naruszenie prawa, zasad współżycia i sprawiedliwości społecznej oraz czy nie doszło do aktów dyskryminacji (...)"

Zupełnie coś odwrotnego propaguje obecny Rzecznik Praw Obywatelskich dr hab. Adam Bodnar, który nie stoi na straży ani wolności, ani prawa, i przyzwala, by prawo było naruszane. Rzecznik praw obywateli pomaga w odbieraniu praw obywatelom.